Pora…!

Jeśli  nie  dziś  wyrwę  się  z  zaklętego  kręgu  to  KIEDY ? Jeśli  nie  dziś przechytrzę Wizzgęę i  rzesze  ingerujących- to już nigdy. Uchwycę  się  mocno  sieci  Małego Rybaka  i  wybrnę z toni. Dla  Jego Sieci  nie  ma  barier ani  nikogo  bez  szans. Dzisiejszej  nocy uniosę  się nad  podziw. Więzienny ” durszlak” zmaleje do rozmiarów beretu.                       Chwała  TEJ  NOCY  jest  niezmienna . Odzyskuje  dla  nas  wolność wciąż  od  nowa . Jeśli  chociaż  trochę jej  pragniemy.                                                                                                                     Chwała na wysokości !

Opublikowano Różne | 12 Komentarzy

Teraz ja – Wizzgaa !

Powiem  krótko – niech  nikt  nie  liczy na rozmowy  z  Wizją . Należało  ją  zresetować, co w przypadku  mojej  siostry  oznacza wymuszony sen intelektualny  i emocjonalny> wskutek drastycznego  ograniczenia bodźców zewnętrznych .Ktoś spyta – gdzie  zatem  przebywa  Wizja ? Odpowiadam : w wodnym durszlaku, który wygląda równie poczciwie , jak kuchenny rekwizyt o tej samej nazwie.Pokonałam kawał drogi ,żeby wyciągnąć ją z syndromu pp , gdyż nic nie brzydzi mnie bardziej  niż ludzkie patologiczne przystosowania .Nie rozumiem, po co opuściła sawannę , a przedtem uciekła z  Doliny > przecież równie dobrze mogła się tam patologicznie przystosować .Wizja = modelowy walkower. Moja bliźniacza siostra – koszmar i hańba.                                                         Wodny pęcherz, który ją więzi , jest prawidłowo wyposażony w otworki- z wiadomych powodów. Wizja nie musi już po swojemu szukać „dziur całym”, bo ma ich teraz pod dostatkiem .Śpiączka egzystencjalna , po której może zapragnie walczyć- jak kiedyś , bez hamulca w postaci pp. Czy można zdobyć coś ważnego, wygrać coś cennego z takim syndromem ? Nie mam wyjścia – kładę łapę na wszystkim AŻ  do  odwołania . Tutejsze stworki przyglądają mi się niepewnie bo jesteśmy z Wizją , jak gliniane dwojaczki . Pewnie dlatego wielki, człekopalczasty  ptak miota się po niebie w pretensjach,których sensu nie rozumiem. Indygo, która odszukała mnie w świecie, posądza tego stwora o ingerencję w ewolucję przystosowawczą Wizji .Pogadamy o tym.Teraz sprawuję nadzór nad przywróceniem mojej siostrze jej prawdziwej natury. Mówiła ,że lekceważy postrzeganie świata zmysłami, a każde jej słowo i czyn zaprzeczały tej deklaracji . Kiedy to się właściwie zaczęło?                                                                                                                                                    Cóż, posiedzi pod wodnym durszlakiem tak długo, aż nikły szmer wody przestanie być dla zmysłów jakimkolwiek bodźcem, przestanie być czymkolwiek. Wizja potrafiąca  znowu myśleć bez orgii sygnałów spoza ?

Opublikowano Różne | 31 Komentarzy

Sygnały dysfunkcji …

Orłan-a  przyglądała mi się  z namysłem , po czym  zapytała , czy nie  rejestruję  sygnałów  dysfunkcji -jakie wysyła mi  Indywidualny Program Monitorujący – nie mylić z  SamoOdnawialnym . Odparłam chytrze ,że nocna silna burza magnetyczna  przestroiła  mi   fale  proste  na zwoje  spiralne , więc…..chwilowo nie rejestruję : – Znaczy , miotam  się  jak burzan   po pustym  sklepie…..ee, po stepie .                                                                   – Twoje  zdolności  przystosowawcze  nazwałabym  patologicznymi – oznajmiła  Orłan-a  i  spytała , skąd  mam  informację o burzy magnetycznej , skoro  jej  odbiór jest  w  jak-naj-lep-szym-porządku , a  latające nienazwane  wykazują  motorykę  standard ?!     – O jakim  IPM-ie  mówisz – spytałam  ostrożnie , zastanawiając się ,czy nie  kroi się tu znowu zamach na moją  wolność . Orłan-a wyjaśniła ,że  uzyskała  WZGLĘDNY  POTENCJAŁ na płaskowyżu  po  latach  harówki  nad  systemem IPM  oraz  SaO , które to systemy  zapewniły  najbardziej  ekonomiczny  zestrój  na płaskowyżu .                               – Chyba  „nastrój ” – podrapałam się po głowie – widzę pewien związek z ekonomią , ale tu  panuje  taka  nędza , że  samo słowo ” ekonomia ” jest na wyrost .                             – Jesteś  obca na płaskowyżu – powiedziała  Orłan-a – pamiętam inne czasy, kiedy  latające nienazwane były  krzepkim , zuchowatym , szlachetnym  gatunkiem . Potem  przeszły  wielokrotne  prasowanie  zjawiskami  gorszymi  niż burze magnetyczne . Orłan jest  starszy , wie wszystko  ALE  ZLECIŁ  mi  zadanie  Odnowienia. Nie  dorównuję  bratu w żadnej  pracy , ale złapałam  ciebie i pomyślalam , że szanse  rosną .
Poczułam się istotnie  złapana i  zapytałam , czy  moje patologiczne przystosowanie – czymkolwiek jest , nie stanowi przeszkody w dziele ulepszania .Orłan-a  wyjaśniała cierpliwie, że  właśnie  to pp  jest unikalną  cechą , która pozwala z najbardziej przygważdżajacej  sytuacji  wyzwalać twórczość . Taki pep-ik stanowi  najwartościowszą jednostkę  zadaniową bo stan zniewolenia  traci  w jego oczach na wadze – wobec  „uroku” nowego zadania .Uroku złudnego-dodała –ale ty jesteś pep-ikiem , którego to nie zabije . Szukałam wzrokiem Anioła bo nagle siostra Bielika wydała mi się nieprzyjazna. Wspomniałam nasze rozmowy i ćwiczenia  z grasółkami, zamiary Orłan-y stały się czytelne.                                                                                                                                                  – Chcesz z tych kruszynek zrobić maszynki bojowe ? spytałam – gdzie tu wojna ? Odpowiedziała gwałtownym tonem ,że wojna toczy się u Orłana , a ona w stosownym momencie przerzuci do niego gotowy pułk grasó…..nienazwanych.Orłan traci  siły  bez wsparcia . Ona zrobi chociaż to minimum , tu zafalowała w powietrzu  szczątkowymi dłońmi.Patrzyłam na znudzone grasółki , dla których  akrobacje pod niebem  były wystarczającym zwycięstwem- po wiekach pełzania przy ziemi . Nie muszą nawet jeść , nie muszą walczyć , system SaO zapewnia im trwanie bez  ambicji i bez zagrożeń . Jeszcze ja , od jakiegoś czasu też nie muszę jeść a  idiotyczny program  doskonalenia gatunku uważam za wyzwanie . Tkwię po uszy w karkołomnych systemach Orłan-y  i zaśmiewam się do rozpuku na widok pikujących żywych samolocików . Cholera ! Z deszczu trafiłam pod wodospad . Siostra Bielika musi być szalona , a Orłan wymyśla dla niej zadania , które kanalizują jej  nieprzewidywalność.                                                                                                                    – Nie kupuję  twojej opcji –mówię do ptaszydła i ruszam w stronę urwiska będącego drogą powrotną z płaskowyżu .Po minucie orientuję się , że krawędź górnego tarasu  cofa się  i oddala z każdym moim  krokiem w przód .Zwróciłam głowe ku Orłan-ie , a ona  wahnęła bez emocji  kalekim skrzydłem : –  Nie masz szans , Wizjo . Indygo są zachwycone moimi projektami , teraz  zakrzywiają  przestrzeń przed tobą , aż do odwołania .Będziesz tu z nami . Spytałam ją , czy wie, że z niewolnika nie będzie lotnika . Odparła z ożywieniem , że zapomniałam o swoim unikalnym pp, które pozwoli mi kochać nawet ciemiężcę.                          –Acha-  mruczę do siebie pogodnie bo coś nowego przyszło mi do głowy. Jeśli taki ze mnie pep-ik to zmodyfikuję postawę Orłan-y , musowo , pycha zadanie. Przedtem oczywiście nazwę te  biedne  grasółki .Może ” szwadronki”? No nie, gdzie im do kawalerii .

Opublikowano Różne | 55 Komentarzy

Wzrokiem Orłan-y

Uznałam , że grasółki  zapracowały sobie na  szlachetniejszą  nazwę . Kołowały  na  wysokościach , jak małe  orłan-y  i  z  trudem  dawały  się  namówić  na  nocleg w koronach  drzew . Potrafiły już spać – szybując. Piotr  pomagał  mi  na  swój  anielski  sposób – łapał  w  locie  pierzaste  kruszyny i  wołał  uroczyście : Tyś  Granula , ty Podkówka , ty  będziesz  Nutka ! Przyjmowały te  słowa  bez  zrozumienia  i  siekąc  Anioła  po  dłoniach , wyrywały  się  w górę . Wyjaśniłam  Piotrowi ,ze Orłan-a  zleciła  mi  zmianę  nazwy  gatunku  nie  zaś  ochrzczenie  całej  populacji , ale  wtedy  usłyszałam ,że  dopiero  imię własne  uczyni  z  grasującego latawca-myślącego  ptaka. Nie dyskutując już z Piotrem , gwizdnęłam  na  moje obiecujące  maluchy  i  wydałam  fantazyjny rozkaz  zwarcia  szyków , mając  dość  nieprecyzyjne  wyobrażenie  takiego  szyku. Chodziło  mi  bardziej  o  ” w dwuszeregu  zbiórka” ale żaden szczegół nie miałby  znaczenia  dla  ptaszków , które po prostu  ustawiły się  do poloneza  i ruszyły  w  tan , rzeźbiąc  piękny  szlak  w  powietrzu . Efekt  bez  zastrzeżeń  ale  czas  mobilizacji  wymagałby raczej  wojowniczego  mazura. Powinnam  krótkim  rozkazem  określić  „repertuar ” kolejnych  szyków ale  przecież  nie zdążyłam nadać  gromadzie  nowego  stad-ne-go imienia . Nic  dziwnego ,że moje  nawoływania : Nuutka , Zakrętka , Cypeeel …wróć , w tył zwrot – skutkowało małymi  beczułkami  w  dół , niepokojonych  tancerzy .                                                                     Świeżo  uformowane  istotki  zaczynały się zresztą  nudzić.Nie  mam  pomysłu, co z  tym naprędce  zrobić , a czuję  już  na  sobie  wzrok Orłan-y – jakże  naganny …..                   Staję  sobie  w  lekceważącej  pozycji  pn „wolno  palić” i  postanawiam  się  nie  odzywać!

Opublikowano Różne | 6 Komentarzy

Peggy z rana , jak skórka od banana .

Nie  ukrywam , wznieśliśmy  z  Aniołem  serdeczny  toast  za  jego  nawrócenie się  na  przyjaźń  ziemsko-niebieską . Obydwoje  niezorientowani  co  do  mocy  tutejszej  wody, wypiliśmy  jej  po dwie wonne  krople  zamiast  po  jednej . Skutkiem  tego  był  urokliwy  szum  w  głowie , przeplatany  dzwoniącym  echem- zaśmiechem . Wkrótce  dołączyłam  swój  odzyskany  nagle  śmiech  do  tamtego  echa . Piotr zawtórował  barytonowo. Wesołe  dźwięki  zirytowały  bure  cienie  płaskowyżu , w pobliżu  rozlegały  się  ciche  syki  i  trzaski, brzmiące , jak  maleńkie  wyładowania  atmosferyczne .Nie  zwracaliśmy  na  to  uwagi . Odzyskiwaliśmy  wspólne  dziękczynienie . Do  świtu  układaliśmy  melodię  do  nowej  modlitwy.                                                                                                                              Kiedy  rano  wyszliśmy z kamien-nicy , Anioł  nastroszył  się  na  widok  Bai-Indygo , która  rozpościerała  przed  nami  płachtę  falującej  mgły . Piotr  machnął  skrzydłem  chcąc  odrzucić  na bok  to  coś , ale  nie  zdążył  bo  w  migotliwym  polu  ukazała  się  blada  Peggy , eteryczna  acz  groźna .                                                                                                Indygo  parsknęła  śmiechem  i  zarekomendowała :  Peggy  z  rana , jak  śmietana ! Widmo  Przedsiębiorczej P. próbowało  bezskutecznie  wykonać  krok  do  przodu ale  prawa  fizyki  trzymały  ją  w  ryzach . – Nienawidzę  tego, co tu robisz – zazgrzytała  w  moją  stronę – Piotrze , dlaczego  jej na  to  pozwalasz ?                                                             Anioł  poruszył  się  zdezorientowany  i  jakby  speszony : – Ja , nie ! mruknął  i  oderwał  się  machinalnie  od  ziemi – mnie tu nie było cały czas, dopiero  przyleciałem …- mówiąc  to , wahał  się  nad  ścierniskiem , jak  Peggy- w  migotliwym  woalu  i  wtedy  uświadomiłam  sobie , że widmowa  P. jest  hologramem . No jasne , INDYGO  się  bawią . Gdyby  jeszcze  wyświetlona  przez  nie  postać > mogła  mnie  rozbawić . Spojrzałam  na  Baję Indygo z  wyrzutem , potem na  zawsze  wahającego  się  Piotra – z  wyczekiwaniem. Baja  zgasiła  hologram  i  w  tejże  sekundzie  Anioł  krzyknął  surowo  do rozpadającej  się  postaci : – Chyba  przekroczyłaś  swoje  kompetencje ! Ale  widmowa  Peggy  tego  już  nie  usłyszała .   Długo  milczeliśmy bo  Piotr  nie  był  skłonny  do  rozmowy  i  wyglądał  na  zmęczonego . Grasółki  powychodziły  z  norek  ale  nie  wydawały się  przejęte   widmowym  gościem  czy  nawet  moim  aniołem . Rozglądały  się  za  Orłan-ą  w  oczekiwaniu  na  sygnał  do  aktywnego  dnia . Piotr  zsunął  się  na  ziemię  i  strzepnął  energiczniej  pióra.  – Czy ty  rozumiesz  powód  tej  ponadprzestrzennej   projekcji ? spytałam  go grzecznie – czy przedsiębiorczej  P. za  mało  mojej  sawanny ? Anioł  przygarbił  się  lekko  i  westchnął : – nie pytaj , ja też  nie  znam  wszystkich  odpowiedzi .                                                                                            Orłan-a  mniej >więcej  znała  odpowiedź  i  wyjaśniła , że moja  aktywność  na  płaskowyżu  zakłóca  Peggy  równowagę  na  ” jej ” sawannie . Coś  się  jej  tam  sypie  czy  przekrzywia , a może  zanika , kiedy  natomiast  utykam  w  mrocznym  bezruchu – jej kwiaty owocują . Takie  to  wszystko  zależne  jedno  od  drugiego , bez  względu  na  odległość . Piotr  słuchał  tych  dywagacji  i  mocno  nad  czymś  dumał :                                                                                                               – Wiesz  co ? rzekł  z  nagłym  postanowieniem – oblecę  wszystko  do  wieczora , a  jak  wrócę , to  ułożymy  całkiem nową  melodię . I  dał nura w powietrze .

 

Opublikowano Różne | 11 Komentarzy

a rankiem…

A  rankiem  coś  pełza  za ponurym   krzakiem……                                                                          nie bój się  Wizzi , to  promyk .                                                                                                          – Kto  mówi…anioł ? Ty, Piotrze ?                                                                                  -Wróciłem  bo znowu  nie  ufasz  słońcu .                                                                                       –   Bogu  niech  będą  dzięki ! Toż  przytul  mnie  sukinsynu !

Opublikowano Różne | 17 Komentarzy

Cyrograf nie dla Dropia

Ćwiczenia  z  grasółkami  szły na  całego .Po tygodniu  większość  dawała radę  z  wy-lotem na  poziomie  punktu  startowego . Odrywając  się  od  drzewa  nie  traciły  wysokości  tylko  szybowały pewnie  nad  ziemią . Jedna  oferma  ” kompanijna” spadała  jeszcze  w  koleiny ale  morale  grupy było  już tak  zaawansowane , że mała  nie  czuła  się  odepchnięta . Orłan-a  krążyła  nad  nami , pilnie  śledząc  postępy  pierzastych  i  swojej  szeregowej . Prawda  jest  taka ,że zabrakło  mi  czasu  na  żale , rozpamiętywania  i  ucieczki w  pół-sny . Zaczynało  być  dobrze , grasółki  już  nie  drapały mnie  po  łydkach  bo  latały  powyżej  mojej  głowy . Nie  wspominałam  przyjaciół  z  sawanny  i  wcale-a-wcale  bliskich  z  doliny . Wczoraj   grasółki  pięknie  ustawiały  się  w  szyku  paradnym , a  potem  błyskawicznie  przechodziły  do  szyku  ostrzegawczego . Orłan-a  była  zdania , że  wkrótce  poradzimy  sobie  z  szykiem  bojowym . Nie  zanosiło  się  wcale na  niechciane  atrakcje . Zasłużony odpoczynek  wieczorny .                                                                                                Jednak  klątewka , a  przede  wszystkim  Orłan-a  postanowiły inaczej  . Kiedy  nadlatywała  ciężko , wołając – hej , jest  sprawa ! – wyszłam  z  kamien-nicy  w  nadziei na  jakąś  miłą  odmianę . Orłana  rzuciła  mi  na  próg  struchlałą  postać  i  oznajmiła , że  to  upo-l   z  Upoiny , który  pobłądził  i  trzeba  go  przekierować . Postać  otrzepała  staranie  z  piasku  ciekaaawą  narośl  wyrastającą  z  jej  obojczyka  i  wyrzęziła  wściekle , że to kolejny  akt  bezprawia . Poznałam  StaregoDropia  po   niepowtarzalnym  rzężeniu . Powiedziałam  z pretensją  do  Orłan-y ,że jeśli  chciała  osłodzić moją  samotność  to  mniej  chybione  byłoby  sprowadzenie  zdradzieckiej  Okapi , nielojalnych  surykatek , a  nawet  marnego  Daniłki  czy jego  przedsiębiorczej  markietanki . A  w  ogóle – zainteresowałam  się – co  znaczy  upo-l ?                                                                                        – Mniejsza  o  nazwę – Orłan-a  zlekceważyła  ten  szczegół – upo-l  czy  upa-l  , a może  ubo-l ,  tak  czy  siak  on  z  Upoiny  ale  taki  z  niego….ee…światowiec mentalny , że  aktualnie  poczuł  się  Pasjaninem  i  w  ogóle ! Ciekaaawa  narośl  poruszyła  się  nerwowo  na  ramieniu  PeryDropia  i  syknęła  ostrzegawczo . Peryskop  wyprostował  się , na ile  pozwolił  mu  na  to  ciężar  bulwy i  powiedział  dumnie : Sława  Bohu !  Bulwa  miotnęła  się  i  ryknęła , że  zaraz  rozbije  cyrograf  bez  porozumienia  stron . Drop  ukrył  pełną  twarz  w  dłoniach  i  jęknął  : na  rojsty !….. Bulwa  zszedł  z  obojczyka  nosiciela  i  oznajmił , że  jest  skończony  ” na dole ” bo miał  prikaz  podpisywać  cyrografy z najlepszymi .         – Zapomniałeś  wszystkiego po pasjańsku ? nie  dowierzał  jeszcze, a  PeryDrop  wyrecytował  starannie : gde  Danyła ? i  zwiesił  głowę . Orłan-a  podleciała  bliżej  i  uważnie  spojrzała  w  oczy  Dropia .                                                                                                 – Tego  przekierować  bo  jest  cień  szansy . Tamtego  wyrzucić …..ocho , sam  poszedł ! Ciekaaawa  Narośl  rozpłynęła  się  w  ciemnościach , co zajęło  jej  minimum  czasu . Istotnie  noc  zapadła , a mnie  zlecano  przekierowanie  starego  Peryskopa  na….na co  właściwie ? Zaczęłam  się  burzyć , że  zadanie czy polecenie powinno  być jednoznaczne , logiczne i precyzyjnie  sformułowane . Na  co  przekierować , z  czego  na  kogo , z  Upoińca  na  Pasjanina  czy  odwrotnie ? A  te  rojsty  to  w  ogóle  po  upoińsku ? Kiedy  właził  nieproszony  na  sawannę  to  udawał  bojówkarza  anty-pharma , potem  niewidzialnego  tropiciela , a na koniec  oblegał  mój  barek . A  teraz co  z  nim ? Spojrzałam  na  Dropia , który zapomniał  już o  Bulwie  i  rozsiadł  się  w  błotnistej  trawie  koło  progu . Jego  rysy zmiękły  a  oczy zasnuły się łagodnością.Wyrwał  z  ziemi  delikatny  badylek  i  zamruczał  pogodnie : Hetyj  Bozi ….. dokładając  drugi  westchnął : hetyj  Wizji ….przy  trzecim  oznajmił : hetyj  maty !                                                                                           Orłan-a  rozważała  coś  w  milczeniu  po  czym  orzekła , że  jednak  rezygnujemy  z   odmiennie -zdolnego  rekruta  bo  czas  jest  zbyt  cenny . – Tak  toczno !  zgodził  się  Drop  i  umieścił  żałobny  bukiet  badylków  w  wyrwie  po  Ciekaawej  Narośli . Bolesna  pustka  wyrwy psuła  spokojny  nastrój  więc  Peryskop  wstał , błysnął  słynnym  trzecim  okiem  i  oznajmił : Nie  pasuję  do  waszych  rekrutów , jestem  zbyt  wszechstronny . Pewnie  chcecie  mnie  „przekierować ” na  jakiś  wąski , boczny  tor ?!                                            – Nie  zgłodniałeś  czasem ? spytałam podstępnie – późno  już.                                                    – Jakoś  po  ludzku  gadasz ? zdziwił  się  nieznacznie – no fakt , coś  by  się  przekąsiło , może  chcesz  mnie  otruć , dobra  okazja .                                                                                       – Tu na płaskowyżu  się  nie  jada – powiedziałam  głosem  tak  mrocznym , na jaki  mogłam  się  zdobyć  i  odsłoniłam  pierś , przez  którą  księżyc  przeświecał , jak  przez  szybę . Trzecie  oko  Dropia  zgasło , jak  zdmuchnięte , a dwa pozostałe  zakręciły  się  wokół  szypułek .-  O  maty….wyjąkał  i  rzucił  się  w  ciemność . Huk , jaki  dobiegł    po chwili , oznajmiał , że  uciekinier  potknął  się  o  stłuczony  cyrograf . No bywa . Siostra  Bielika  machnęła  skrzydlatą  dłonią  i  oddaliła  się  bez  słowa . Po  południu  następnego  dnia  podrzuciła  mi   mrowkę- model3 i  poleciła  przygotować  ją  do  zadania  wyjątkowej  wagi  . Mrówka  chciała  jednak  pogadać  o tej  sztuczce  z  księżycem .

Opublikowano Różne | 15 Komentarzy

I znowu akcja we mgle .

Nie  zapomina  się  dnia , w którym  z  naiwną  desperacją  zamykamy  oczy  i  dajemy  krok  w  gęstą  mgłę  nadziei . Każdego  roku  mgła  jest  inaczej  atrakcyjna  i  wabiąca , ale  głos  nadziei  wciąż  się  oddala , a  jej  niewyraźny  zarys  przypomina  marną  kopię  oczekiwanego  dzieła . Błąkając  się  we  mgle  tracimy  kwiaty  wiary . Gubimy  nadzieję  na  miłość , a potem  z  bardziej  trwałych włókien  mgły pleciemy  okrycia , parasole , kaptury…..palisady . Żyjemy . Uzależniamy  rozum , serce  i  zmysły  od  działań  niepotrzebnych  do  szczęścia . Znowu  coś  gubimy , może  czas . Bo  mija   kolejny  rok  bez  radości , rok pracowity  choć  bezcelowy . Rok  tysiąca  pogodnych  masek na  rzecz  dobrego  samopoczucia  innych  stworzeń . Dni  bez  maski , kiedy  trzeba się  ukrywać , żeby  nie  przerażać…… Nieliczne  dni  z  mamiącą  sugestią  szczęścia . Zmierzchy  wycofujące  się  z  sugestii .                                                                                                                 I nadchodzi  ten  dzień  w  roku , kiedy ponownie   skaczemy  w  PIĘKNIEJ  UTKANĄ  mgłę  nadziei .  Serce  odporniejsze  a  rozum  przećwiczony więc  coraz  szybciej  orientujemy  się , że we  mgle  jeno  zadania ,zadania….a  nadzieja  ciągnie  drwiąco  wysokie  „c” , jak syrena  w  odległej  fali . Więc  zadania  i  „pożyteczne ” uzależnienia – czy  to  na  sawannie  czy  na  płaskowyżu , nie  chce  być  inaczej . Radość  zadaniowa , szczęście  zadaniowe , spełnienie  zadaniowe . Edukacja  grasółek  niskolotnych  to  pożyteczne  zadanie – z  uzależnieniem  w  parze.                                                                  Tylko  tyle , bo kiedy  straciło  się  wiarę  w  miłość – ku  czemu wtedy  kierować  nadzieję? Można  tylko  ukradkiem  zerkać  na  światełko  gdzieś  na  tyłach  mgły , które  mruga  delikatnie  i  jakoś  serdecznie . Zerkać  i  zastanawiać  się ,czy  mruga  również  do  ciebie . Przekonywać  siebie , że  tak  właśnie  jest , że  dla  tego  porozumiewawczego  mrugania – wskakujesz  wciąż  zuchwale  w  pierwszy  dzień  następnego  roku . Ba !

Opublikowano Różne | 4 Komentarze

Wstęp do akceptacji .

Brak  łaknienia  na  wyżu  okazuje  się  ułatwieniem  bo  mogę  bez  straty  czasu  nurkować  w  odmętach  myśli . Płynąc   ryzykownie  i  bez  tchu – do dna,  konstatuję , że  w  pamięci  zaciera  się  wiedza  o tym , skąd  przybyłam  i  dlaczego  stamtąd  odeszłam . Wygrzebuję  z  dennego  mułu   info  o  przyczynach  dezercji  Anioła . Dowiaduję  się ,że nie wykazałam  się  stosownym  poddaństwem  i  uległością  a  moja  definicja  wolności  zapętla  drogi  wolności  znaczniejszych  ode  mnie . Krótką  chwilę  duszę  się  i  tonę , po czym   zrywem  ostatniej  szansy  wydobywam  się  na  powierzchnię.                                                        Przestaję  rozumieć , a zaraz  potem  przestaję  pamiętać . Kiedy postanawiam  również  o  nic  nie  pytać – wychodzi  znikąd   Zojka  Indygo  z  różowym  paskudztwem  na  rękach  i  oznajmia , że  to  JaSam – golec, którego  onegdaj , jeszcze  na  sawannie , adoptowałam . Czuję  się , jak  w  potrzasku , a  golec  informuje  z  grymaśną  miną , że  mam  wobec  niego  zobowiązania . Rozglądam  się  nerwowo  szukając  jakiegoś  ratunku . Indygo  uśmiecha  się  złośliwie  i  zagadkowo , a  JaSam  rozpływa  się  w  powietrzu  i  powoli  znika . Oddycham .                                                                                                                – Chcieć  zapomnieć  to  jedno…..mówi  z politowaniem  Zojka – a  uwolnić  się  skutecznie  to  insza  inszość. Mogę  ci  pomóc – kusi  wyciągniętą  dłonią , na której  połyskuje  sen  mieniący  się  szarawością  i  bielą  pereł   oraz  dopowiada – Indygo  znają  wiele  sposobów na  każdą  przypadłość.                                                                                              Ależ  on  boski…….patrzę  łapczywie  na  ten  sen , oszałamiający  i  tak  głęboki, jak  toń , w  której  uzyskał  swój  perłowy czar . Zawsze  pożądany  i  nieosiągalny . Nie  zauważam  zagadkowego  grymasu  na twarzy  Zojki  a  wszelka  rozwaga  odpływa . Szarawy  pył  odrywa  się  od  bryłki  snu  i  dotyka  moich  powiek. Rzęsy  po  jego rozkosznym  ciężarem  opadają . Tak , tak , w  samą  porę……….     NAGŁY  szum  skrzydeł  i  śpiewny  okrzyk  cucą  mnie  nieprzyjemnie , a  zaraz  potem  stanowczy chwyt  odrywa  mnie  od  ziemi .       – Ty, Piotrze ? pytam  z  głupia  frant  i  zaraz  orientuję  się , że  akcję  interwencyjną  przeprowadza  Orłan-a . Protestuję i  wyrywam  się  z  twardych  szponów  ale  ona  grozi , że  zwiąże  mnie  tymi  szponami , jak  rękawami  kaftana , jeśli  nie  zapanuję  nad  sobą . Krążymy  nad  trawami  i  tysiącami  pierzastych  kleksów. Grasółki  runęły  z  drzew  na  widok  imponującej  Orłan-y .                                                                                                                – Chcę  zasnąć – jęknęłam , zniechęcona  widokiem  tych  istotek , zawstydzonych , że żyją – smutasy ,  zapyziałe  kleksy !                                                                                                – Przestań  miętosić  wspomnienia – zakrakała  Orłan-a  głosem  prawdziwego  bielika – i  rozejrzyj się  po  tym  ugorze . Każda  para  rąk ! A  mam  chwilowo  tylko  ciebie . Daj  przykład. Mruczę  swarliwie ,że  napracowałam  się , jak  mało  kto , ale  Orłan-a  ucina  stwierdzeniem , że  są  wytrwali  i  wytrwalsi . Pytam  więc , jakie  zadanie  przewidziała  dla  mnie .                                                                                                                                            – Na  początek  nauczysz  grasółki , jak  prawidłowo  wzbijać  się  do  lotu . Czyli  frunąć  z drzewa  w górę , a nie  ślizgać  się  dołem , jak  kalosz  w  gó…. rozumiesz ?Po  wykonaniu  zadania  nadasz  im  nowe  imię.                                                                                                           Słucham  z  niedowierzaniem  słów  bielika  i  nagle  podmuch  nadziei  rozdziawia  mi  szeroko  oczy. – Skąd  wiedziałaś ? pytam  zduszonym  glosem , a po  chwili  dodaję  rzeczowo – proszę  o  zgodę  na  oddalenie  się  w  celu wykonania  zadania.  – Tak  jest – zgadza  się  Orłan-a – zatem  baczność  żołnierzu . To  znaczy, spocznij !Ewentualnie  maszeruj….. Wobec  dzisiejszej  jakości   poborowych  wciąż  się  mylę .  Zwolniła  uchwyt  szponów  bez  należytego  uważania , a kiedy  zaryłam  nosem  w  ziemię , zawołała ” poborowa – powstań !

Opublikowano Różne | 8 Komentarzy

Orłan-a siostra bielika .

Najpierw  pojawiły  się  grasółki , a  chwilę  potem  zawitała  Orłan-a . Grasółki  krążyły  wokół  mojej  głowy  szóstkami   i  nieoczekiwanie  zasypały  informacjami  z  minionego  czasu . Dane  spadały  na  mnie , jak  chłodne  płatki  śniegu , dotyk  każdego  przenikał  niemiło  bo  nie  chciałam  myśleć  o  nielojalnej  sawannie ,  Aniele-Piotrze , Peggy  czy  Daniłce  o  marnym  sercu  żądnym  sprawowania . Zabarykadowałam  się  w  mojej  kamien-nicy  ale  grasółki  sygnalizowały  tak  natarczywie, że  próbowałam  ich posłuchać.  Orłan-a ?  A  po  co,  u  licha  miałaby  tu  zawitać ? Nie  zaczęłam  jeszcze  wizualizować  postaci  z  rozpierzchłych  pisków  grasółek , kiedy  ONA  zaprezentowała  się  osobiście , w całej  okazałości . Opadła  na  kamienny  dach , który nie  ugiął  się  lecz  zadygotał , jakby  z  obawy  przed  nowym  lub  przed   fatygą  niosącą  niechciane  kłopoty.                        Wyszłam  przed  kamien-nicę  i  spojrzałam  na  dach . Orłan-a  była  imponującą  istotą  o  mądrym  chociaż  władczym  spojrzeniem . Emanowała  ptasią  lekkością  i  ludzką  pewnością  siebie . Orłan-a  była  rodzoną  siostrą  BIELIKA  i  jako  taka  musiała  budzić  podziw  i  szacunek . Tak  mogło  być  ale……Orła-na  była  niepełnosprawna , a  przynajmniej  za  taką  musiała  uchodzić  pomiędzy  swoimi . Zdeformowana  głowa  była  bardziej  ludzka  niż  ptasia , lotki  przypominały  tańczące  ręce  osoby  z porażeniem  mózgowym , a  korpus  zaskakiwał  smukłym  przewężeniem  podobnym  do  talii . Nie  speszył  JEJ  mój  wzrok . Sprawiała  wrażenie  ” osoby” / ? / nie  znającej  lęku . Pewna  siebie , świadoma  inności , szukająca  miejsca – chyba , na  przeczekanie.
Powiodła  zamyślonym  spojrzeniem  po  okolicy  i  wzbiła  się  w  powietrze , jak  najlżejszy  ze skowronków . Jej  głos  nie  był  twardym  krakaniem  bielika  lecz  śpiewnym  wołaniem, zdawało  się – artykułowanym . Grasółki  przysiadły  pokornie  w  ściernisku  a  tutejsze  ptasie  eskady  pospadały  w  okamgnieniu  i  niczym  kleksy  wtopiły  się  w  podłoże .                                        Orłan-a  krążyła  nad  moją  głową  nie  przestając  melodyjnie  przemawiać. Poczułam  raczej  niż  rozumiałam ,że to słowa  modlitwy . I  wtedy , jak  w  kabaretowej odsłonie , stanęła  u  mojego  boku  Zojka  Indygo  i  zachichotała : poczekaj , zaraz  cię  objedzie ,że  dawno  się  nie  modliłaś !
Indygo  na  ogół  trafiają  więc  sekundę  potem  dotarł  do  mnie  smutny  wyrzut : dlaczego  nie  patrzysz w  górę , nie prosisz , nie  pomagasz  wcale ?                                       Zojka  klasnęła  z  uciechą  w  łapy  i  krzyknęła  w  stronę  Orłan-y : bo  ona  umie  walczyć  tylko  o  swoją  kamien-nicę !!  tłumaczyłam  ci !                                        Zapytałam  w  myślach : o  co  mam  prosić ? co  wybrać  z  chaosu  żeby  znów  triumfowało ?                                                                                                                 – Rozumiem – skinęła  głową  Orłan-a – jesteś  jedną  z  wielu , zwyczajna  pełnosprawna . Znikąd  determinacji .

Opublikowano Różne | 5 Komentarzy